Jednym z bardziej znanych oszustw archeologicznych jest tzw. "Człowiek z Pilitdown"
Głównym podejrzanym o oszustwo w tej sprawie jest Charles Dawson, brytyjski adwokat i archeolog amator, który w 1912 roku przedstawił światu "brakujące ogniwo" między człowiekiem a małpą. Dawson ogłosił, że w pobliżu miasteczka Pilitdown odnalazł fragmenty kości szczękowej i czaszki. Jak widać na zamieszczonym powyżej obrazku fragmenty szczęki i uzębienia należały do orangutana, zaś fragmenty czaszki do człowieka. Ten okaz liczył sobie rzekomo pięćset tysięcy lat. Ze względu na miejsce odnalezienia ów istotę nazwano Człowiekiem z Pilitdown.
Dopiero czterdzieści jeden lat później po przeprowadzaniu wnikliwej analizy udało się zdemaskować oszustwo. Przy pomocy nowych badań chronologicznych, opartych na metodzie fluorowej dowiedziono, że czaszka z Pilitdown liczy zaledwie około pięciuset lat. Ponadto udowodniono, że po części należy do człowieka i po części do małpy, a ściślej mówiąc orangutana.

Małpie zęby zostały sztucznie postarzone i spiłowane, aby przypominały ludzkie. Całość spryskano dwuchromianem sodu, który dawał efekt starości. Po zastosowaniu kwasu farba dająca wrażenie starości znikła, ostatecznie potwierdzając fałszerstwo.
Teraz należałoby zastanowić się i zadać jedno zasadnicze pytanie: Dlaczego tak długo naukowcy wstrzymywali się przed podjęciem badań mających potwierdzać autentyczność czaszki z Pilitdown?
Jednym z powodów jest fakt, że wielu europejskich naukowców było wręcz zachwyconych tym, że pierwszy homonid pochodzi z Euroazji, a nie jak wcześniej sądzono z Afryki. Poza tym owe znalezisko potwierdzało dominującą w tym czasie teorii o pochodzeniu i rozwoju człowieka. Wszystko to przyczyniło się do tego, że tak długo zwlekano z podjęciem czynności, które jak się okazało, zamiast potwierdzić obaliły wszystkie dotychczasowe teorie. Stawiając tym samym świat nauki na głowie.